Najnowsze komentarze
hmmm wizka jest trochę jakby spod ...
Wszystko super, ale co z bateriami...
Pięknie, panowie, pięknie ;)
Michal_burnout do: Szczur jak ta lala
Chciałbym sie kiedyś tym prototype...
Michał Mikulski do: Szczur jak ta lala
Już nie mogę doczekać się full-wyp...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy

16.10.2009 20:41

High Voltage Garage - koncepcja i wizualizacja

Na gumie bez obawy o panewki!

Czas płynie, do wyścigu „TTXGP2010 Isleof Man" coraz bliżej, więc to właśnie z tym czasem się zmagamy. Wciąż rysujemy nasze moto, przekładając wyniki obliczeń na formy graficzne. Jednocześnie dopinamy finansowanie (potencjalni sponsorzy są prawie tak samo entuzjastyczni jak czytelnicy Ścigacz.pl!), negocjujemy z dostawcami części i przygotowujemy warsztat, w którym od stycznia ma ruszyć budowa. A że projekt techniczny jest jeszcze rozwojowy, to i koncepcja warsztatu się zmienia. Czyli High Voltage Garage nie odpuszcza, a nasze przedsięwzięcie wciąż trwa.

Byliśmy mile zaskoczeni poruszeniem, jakie na forum wywołał nasz pierwszy artykuł, dziękujemy za wszystkie życzenia powodzenia i trzymane kciuki. Wybaczcie brak zamieszczonych tam jakichkolwiek naszych odpowiedzi, ale lektura Waszych komentarzy wydała nam się na tyle interesująca, że postanowiliśmy na nie odpowiedzieć w nieco szerszej formie. To też niniejszym tekstem czynię w imieniu Łukasza i swoim.

Od pewnego czasu w motoryzacji istnieje dość silny trend elektryczny. Odłóżmy teraz na bok przyczyny. Coraz ostrzejsze normy czystości spalin zmierzają nieubłaganie w kierunku „zero emisji". Przykłady to chociażby Niemieckie ograniczenia wjazdu do centrów miast, zależne od stopnia czystości spalin, planowane zachęty podatkowe dla posiadaczy pojazdów elektrycznych w Hiszpanii i Wielkiej Brytanii, czy w końcu najbardziej ekstremalny przykład Norwegii, gdzie planuje się zakazać sprzedaży samochodów spalinowych od 2015 roku. Ów trend jest na tyle już zakorzeniony, że praktycznie w każdym kraju rozwiniętym skrót EV oznacza pojazd elektryczny (ang. Electric Vehicle). Wprawdzie wszędzie mówi się, póki co, głównie o samochodach, ale przyjdą też i po nas... I to raczej wcześniej, niż później.

Wygląda na to, że elektryczny motocykl w garażu każdego z nas to wizja nieodwołalnie ziszczalna. Czy jest więc powód do ronienia łez nad grobem spalinówek, czy może raczej pora otwierać szampana w oczekiwaniu na to, co dadzą nam motocykle elektryczne? Cóż, jak ktoś lubi bąbelki, to niech sobie golnie, ja natomiast chcę zapewnić, że pomimo wiary w „elektryczną" przyszłość naszych rumaków, jednocześnie nie wierzę w znikniecie poczciwych rzędówek, fałek, bokserów i singielków. Konie istnieją nadal, pomimo przejęcia praktycznie wszystkich ich funkcji przez pojazdy mechaniczne.

Co nam daje napęd elektryczny w motocyklu? Wbrew pozorom, bardzo wiele. Niektórym z was może to się wydać dziwne, ale silniki elektryczne są znacznie wydajniejsze energetycznie, niż spalinowe. Moce jednostkowe, jakie uzyskujemy w nich z objętości czy masy, są już teraz większe, niż w konstrukcjach klasycznych. Jednak zostawmy moc maniakom prędkości maksymalnych. To, co uważam za największą zaletę trakcyjnego silnika elektrycznego, to potężny moment obrotowy, dostępny praktycznie w pełnym zakresie obrotów! Dla przykładu: mniej więcej 85 konny silnik elektryczny (ważący ok. 23kg) dysponuje dziś momentem obrotowym w okolicach 158Nm (uśredniam parametry kilku silników dostępnych dziś na rynku) - kto chce niech sobie wyszuka, z jaką maszyną można to porównać. Co to oznacza z technicznego na język zrozumiały dla każdego? Ano, że moto z takim silnikiem będzie ciągnęło równiutko od zera do prędkości bliskiej swojej maksymalnej z pełną siłą rwania nadgarstków. Jak dla mnie, w sam raz na miasto i gęste winkle. Ponadto uwalnia to napęd od konieczności stosowania skrzyni biegów.

Kolejna zaleta to prostota konstrukcji. Stawiam dobre piwo temu, kto od razu poda dokładną liczbę ruchomych elementów w silniku spalinowym (np.: rzędowa czwórka). Ja jestem na to za leniwy. W elektrycznym to jeden element! No dobra, pięć, jeżeli policzyć szczotki i łożyska. Nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć, jak ta sprawa przekłada się na koszty eksploatacji. A do tego brak skrzyni biegów i sprzęgła...

W swojej istocie napęd elektryczny nie wymaga tak intensywnego smarowania silnika, jak spalinowy. Jak słusznie zauważył jeden z forumowiczów, będzie można jeździć na gumie bez obawy o panewki. Silnikowi elektrycznemu jest całkowicie obojętne, w jakiej pozycji pracuje. W aspekcie stawiania na gumę i innych zabaw stunterskich, warto przypomnieć o maksymalnym momencie obrotowym, dostępnym już od zera, i tak aż do końca skali obrotów! A że na tym końcu nie będzie żadnej ła-ta-ta-taty, cóż...?

Skoro jesteśmy przy kwestii dźwięku. Niewątpliwie dla fanów odgłosów generowanych przez obecne maszyny, konstrukcje elektryczne są niejako upośledzone. Motocykl elektryczny będzie cichy. Co prawda rozkręcający się elektryczny silnik trakcyjny gwiżdże trochę jak turbina, to i tak, gdzie mu do bulgotu chociażby SV1000 (miodzio!). Cichobieżność takiej maszyny dla niektórych może być zaletą (ktoś z Was mieszka może przy długiej prostej?). Jednak jest już przykład na to, że ludziom niezwiązanym z motocyklizmem całkiem cichy motocykl może się nie podobać. Otóż w Japonii, gdzie pojazdy elektryczne nie są niczym egzotycznym, tamtejszy związek niewidomych zażądał wprowadzenia obowiązku instalowania w tychże pojazdach generatorów dźwięku. Powód wydaje się logiczny: skoro jedynym zmysłem orientacji w przestrzeni jest dla tych osób słuch, to całkowicie cichy pojazd staje się dla nich niewidoczny i może stanowić znaczne zagrożenie. Dlatego uważam, że we wszystkich motocyklach elektrycznych, już u ich zarania powinno się instalować systemy imitujące dźwięk normalnego motocykla! Bo jeżeli decyzję o tym, jak ma brzmieć taki generatorek pozostawimy urzędnikom państwowym, lub unijnym - to nasze maszyny w przyszłości będą brzmiały jak cofający transit...

Na forum poruszono też kwestię ekologiczności. A zatem, czy pojazd elektryczny ekologicznym jest, czy może niekoniecznie? Postawmy sobie sprawę tak: jakakolwiek działalność człowieka wybiegająca poza poziom jaskiniowy jest nieekologiczna. Weźmy przykład dojeżdżania do pracy rowerem - prawda, że ekologicznie? A co z hutą, która wyprodukowała aluminium na ramę tego roweru? Poza tym jadąc rowerem oddycha się znacznie intensywniej, czyli generuje więcej CO2 niż, by się generowało idąc. Podnosimy też naszą sprawność i intensyfikujemy przemianę materii w naszym organizmie, co powoduje zwiększone wydzielanie metanu (stroną przeciwną do tej od CO2), a metan jest znacznie bardziej zjadliwy w aspekcie efektu cieplarnianego, niż dwutlenek węgla...

A teraz bez jaj. Również na forum zauważono, że energia elektryczna nie musi pochodzić ze spalania paliw kopalnych. Nadmienię, że nawet jeżeli pochodzi właśnie z tego źródła, to łatwiej zastosować technologię przechwytywania dwutlenku węgla (chyba nawet w Polsce jest opracowywana taka technologia) z jednej elektrowni, niż z setek tysięcy rozproszonych źródeł. Tyle o ekologii, wracamy do motocykli.

W napędach elektrycznych jest coś, co przypadnie do gustu fanom off-roadu. Napęd elektryczny w zasadzie nie wymaga żadnych płynów, ani filtrów. A ponadto prostota sterowania napędem elektrycznym stwarza możliwość płynnego ograniczania momentu obrotowego, lub spuszczania go całkowicie ze smyczy - jak kto woli, a wszystko w czasie jazdy. Prawda, że obiecujące?

Na koniec sprawa dość drażliwa dla zwolenników elektryfikacji: akumulatory. Ktoś na forum stwierdził, że akumulatory są bardzo ciężkie, więc motocykl elektryczny będzie dużo cięższy od spalinowego. Cóż, mam nadzieję, że pisząc ten komentarz nie miałeś na myśli tego, co siedzi w samochodach (i motocyklach) dzisiaj i służy do rozruchu. Bo to się tu zupełnie nie przyda, podobnie z resztą jak np. tak zwane paluszki. Postęp, jaki się dokonuje w dziedzinie akumulatorów pozwala przypuszczać, że już całkiem niedługo motocykl o masie poniżej 200 kg może mieć zasięg wynoszący ok. 300 km na jednym ładowaniu. Rzeczywiście, dzisiaj wciąż akumulatory, nawet te najlepsze z dostępnych na rynku, są dosyć ciężkie. Ponadto pewien kłopot stanowi ich cena. Ale to wszystko dzisiaj. A jutro wcale nie musi być tak jak dzisiaj i na pewno nie będzie. To, że motocykl elektryczny zbudowany dzisiaj nie będzie szybszy, ani lżejszy o Rjedynki w żadnym wypadku nie oznacza, że możemy sobie temat odpuścić! Pierwszy lot ustrojstwa braci Wright był bardzo krótki i niski. Wyobraźcie sobie, że jeden z nich mówi: „Eee tam, balony latają dalej i wyżej. Marnujemy czas, chodźmy lepiej na piwo." Na szczęście, po osuszeniu kufli wrócili do swojego warsztatu.

I jeszcze jeden przykład, trochę nam bliższy. U zarania motoryzacji większość stawiała na silniki parowe (z różnych powodów). Znacie kogoś, kto dziś jeździ parowym motocyklem?

Mam nadzieję, że udało mi się trochę przybliżyć wam temat potencjalnych możliwości napędów elektrycznych w motocyklach. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie zagadnienia tematu poruszyłem (nie zamierzam robić tu doktoratu). Zapraszam do dyskusji na forum, może dane mi będzie znowu odpowiedzieć na Wasze posty.

Będziemy też razem z Łukaszem podrzucali trochę informacji o postępach projektu na nasz ścigaczowy blog: http://hvgarage.riderblog.pl/. Zapraszamy.

High Voltage Garage,
Grzegorz „Saju" Saj

P.S. Jak Wam się podoba szkic koncepcyjny naszej maszyny?

 

 "Oryginał" artykułu opublikowano dnia 06.10.2009 na stronach Ścigacz.pl :

High Voltage Garage - koncepcja i wizualizacja

Komentarze : 2
2009-10-19 14:57:31 QQ.

hmmm wizka jest trochę jakby spod foliowania w photoshopie. Celowo nie pokazujecie konceptów?

2009-10-16 22:50:02 Michal_burnout

Wszystko super, ale co z bateriami? Oglądałem TopGear i było tam o samochodzie Tesla, miał baterie takie jak w laptopach, słabo wypadł, moc miał ale te akumulatory były kiepskie za mała pojemność, zbyt długi czas ładowania. A np. idealna była Honda na wodór z silnikiem elektrycznym, tankowało się wodór a on zamieniany był w prąd itd. A jak Wy to rozwiążecie? Pozdrawiam :)

  • Dodaj komentarz
FotoBlog
Galeria:
Rendery
[zdjęć: 3]